Turystyczne smaki Sądeckiego…

w formie menu podane

(czyli wspomnienia o tym, jak Beskid Sądecki do syta  karmił nasze zmysły i pragnienie przygody)

  1. Przystawka: Rynek w Starym Sączu

Polecamy: Dla rozbudzenia smaków

Przystawka, którą polecamy każdemu turyście odwiedzającemu Beskid Sądecki, to bez wątpienia wizyta na starosądeckim rynku. Coś, co zaostrzy Wam apetyt na dalsze zwiedzanie, rozbudzi turystyczne gusta, skłaniając do pozostania tu dłużej i wreszcie pozwoli się delektować smakiem tego miejsca, które urzeka i pobudza turystyczne trawienie. Do Starego Sącza przyjechaliśmy prowadzeni przez coraz piękniejsze krajobrazy. Zupełnie jakby okolica chciała nam powiedzieć: im dalej na południe, tym ładniej i bardziej smakowicie. To przekonanie zostało szybko udowodnione. Po podróży zatrzymaliśmy się na starosądeckim rynku mając nadzieję, że zapełnimy tu puste brzuchy. I rzeczywiście tutejsze restauracje oferowały wszystko, o czym mogliśmy marzyć, ze szczególnym uwzględnieniem potraw regionalnych. Ale siedząc na tarasie restauracji „Marysieńka” szybko przekonaliśmy się, że to miejsce karmi nie tylko ciało, ale też zmysły. Klimat Rynku jest niepowtarzalny, a cały smak został wzmocniony regionalnym jarmarkiem, który akurat w tym dniu się odbywał. Miejscowa ludność i turyści przeciskali się między straganami wyszukując lepsze kąski wśród towarów. Gwar, ruch, powszechna aktywność to coś, co każdemu turyście pozwoli wsiąknąć w tutejsze życie codzienne. I my daliśmy się porwać temu nurtowi. Po małych zakupach na jarmarku odwiedziliśmy jeszcze Muzeum Regionalne im. Seweryna Udzieli pełne niemal zapomnianych już przedmiotów. To był czas, który pozwolił nam przenieść się do czasów naszych dziadków. Opowieściom rodziców do czego służył ten czy inny przedmiot nie było końca… Po wizycie w muzeum uliczka wyłożona „kocimi łbami” o niepodważalnym uroku zaprowadziła nas prosto do klasztoru sióstr klarysek, gdzie obejrzeliśmy piękny kościół, a także poznaliśmy bliżej postać św. Kingi i modliliśmy się przy jej relikwiach. W ten sposób Stary Sącz już na początku naszej wycieczki nakarmił do syta nie tylko nasze ciało, ale też ducha. Przystawka w formie starosądeckiego Rynku to coś obowiązkowego w turystycznym menu każdego, kto wybiera się w te rejony. Możemy nawet pokusić się o stwierdzenie, że bez niej nie poczujecie pełni smaku tych okolic.

Serwowane: całą dobę przez cały rok. Muzeum: wtorek – sobota: od 10.00 – 16.00; niedziela: od 10.00 – 13.00; w poniedziałek zamknięte

Cena: bezpłatnie (nie dotyczy oferty muzeum i restauracji)

ZDJĘCIA: numer 1. Rynek w Starym Sączu; numer 2. Klasztor sióstr klarysek

 

 

 

  1. Danie główne: Sądecki Park Etnograficzny

w Nowym Sączu

Polecamy: dla turystycznych głodomorów

To bez wątpienia było dla nas danie główne tej wyprawy. Zresztą zaplanowane, najbardziej wyczekiwane i bardzo obiecujące. Jesteście głodni turystycznych wrażeń? Koniecznie tu zajrzyjcie, rezerwując na to miejsce kilka godzin, a najlepiej cały dzień. Już po przekroczeniu bramy skansenu znaleźliśmy się w innym świecie. To świat już całkiem zapomniany, nieistniejący, znany może tylko z bajek, a jednocześnie pełen uroku, zachwycający i inspirujący. Czuliśmy się jak ludzie poprzedniego wieku wchodząc do ponad stuletnich chat pokrytych strzechą, pełnych wyposażenia, które było nam znane jedynie z opowieści. Wszędzie unosił się zapach drewna i ta niesamowita atmosfera wiejskiej sielanki, którą tworzyły przede wszystkim rośliny otaczające poszczególne chałupy. Dzieciom najbardziej podobała się wizyta w szkole z początku XX wieku. Nie mogły uwierzyć, że nauka ich rówieśników wyglądała zupełnie inaczej od ich edukacji. A do tego jeszcze miasteczko galicyjskie, gdzie można było spróbować swoich sił w roli różnych rzemieślników. To wszystko sprawiło, że czas tutaj upływał bardzo szybko.

Smakowaliśmy skansen w Nowym Sączu kawałek po kawałku niczym najwyśmienitsze danie główne, bo rzeczywiście paleta jego smaków zdaje się nie mieć końca. Chciałoby się ugryźć jeszcze ten zakątek i wrócić na moment do tamtego, posmakować klimatu tej chaty i delektować się wnętrzem cerkwi. Jesteśmy pewni, że każdy turysta wyjdzie najedzony do syta wrażeń i emocji.

Serwowane: 1 maja – 18 października: wtorek – niedziela 10.00 – 18.00

ostatnie wejście o godz. 16.30; 19 października – 30 kwietnia:  wtorek – niedziela 9.00 – 15.00 ostatnie wejście o godz. 14.00.

Cena: bilet rodzinny 32 zł

ZDJĘCIA: numer 3. Sądecki Park Etnograficzny – drewniane chaty; numer 4. Kościół w Sądeckim Parku Etnograficznym

 

  1. Specjalność okolicy: Ogrody sensoryczne

w Muszynie

Polecamy: dla prawdziwych smakoszy turystyki spragnionych relaksu

Miejsce, które rozbudza zmysły i zachęca do powrotów. Uwaga! Istnieje podejrzenie, że może nawet uzależniać. To wspaniały park zdrojowy z bezpłatnym dostępem dla każdego. Takie ogrody to ciągle jeszcze rzadkość w Polsce, tym bardziej więc warto tu zajrzeć. Tu nie tylko odpoczęliśmy od codzienności, ale też poczuliśmy wyraźny terapeutyczny wpływ na nasze ciało i ducha. Nawet dzieci, zwykle aktywne i rozbiegane, tu wykazały się spokojem i skupieniem. Wszystko tu przemawiało do naszych zmysłów. Mogliśmy nasycić węch mnóstwem zapachów i karmić do syta wzrok niezliczoną ilością roślin. Ugasiliśmy spragniony dotyk przez kontakt z małą architekturą ogrodową, a także elementy skał i roślinności, a nadto pobudzeni lekką bryzą na ciele. Nasyciliśmy słuch śpiewem ptaków, szumem wiatru i strumieni, a wreszcie nawet pobudziliśmy zmysł smaku w tutejszej kawiarni. Kawa z takimi widokami nigdzie nie smakuje lepiej. Dzieci natomiast rozbudziły kubki smakowe przy udziale lodów z owocami.

Kiedy  serwowane: całą dobę

Cena: bezpłatnie

ZDJĘCIA: numer 5. Ogrody sensoryczne; numer 6. Ogrody sensoryczne – widok na Muszynę

 

  1. Danie dla dzieci: Plac zabaw i siłownia terenowa w Tyliczu

Polecamy: dla dzieci (i dorosłych) z nadmiarem energii

Trudno korzystać z turystycznego menu regionu bez wyszukania czegoś specjalnego dla naszych dzieci. I oto znaleźliśmy idealne danie w postaci placu zabaw i siłowni terenowej w Tyliczu. Coś, z czego można korzystać o poranku lub wieczorem po powrocie do bazy. Jest to turystyczne danie regionu, które z pewnością pozwoli zużyć nadmiar energii wszystkim aktywnym pociechom. Jako rodzice udaliśmy się tam z radością, bo plac sam organizuje zajęcia dla dzieci. Właściwie wystarczy je tam wpuścić i przyglądać się zabawom, wygodnie przysiadając na ławeczce. Oczywiście niektórzy rodzice zrzucają tu zbędne kalorie nagromadzone w regionalnych restauracjach. My jednak postawiliśmy na bierne towarzyszenie naszym latoroślom, które znikały w małych domkach, przeskakiwały przez przeszkody, wspinały się po drabinkach i wyczyniały mnóstwo różnych akrobacji. Tego właśnie trzeba im było, by wieczorem zasnąć snem niewinnego. Plac zabaw w Tyliczu to naprawdę doskonałe miejsce na złapanie oddechu na świeżym powietrzu i czynny odpoczynek, który wypełnia wolne przestrzenia czasowe podczas pobytu w regionie. Są tu piaskownice i wioska na pniach, huśtawki, liny i zjeżdżalnie. A najbardziej cieszy fakt, że wszystko wykonane z drewna, więc  też bardzo przyjazne.

Serwowane: całą dobę

Cena: bezpłatnie

ZDJĘCIA: numer 7. Siłownia na świeżym powietrzu w Tyliczu; numer 8. Plac zabaw w Tyliczu

 

 

  1. Deser: Spacer po Piwnicznej-Zdrój

Polecamy: małym i dużym turystom głodnym widoków i kontaktu z przyrodą

Na deser całej wyprawy serwujemy sobie jednodniową wyprawę do Piwnicznej-Zdroju skuszeni przede wszystkim smakowitymi widokami oraz urokiem małego miasteczka. Zachwyca nas położenie miejscowości nad Popradem, który niczym wstążka wije się wzdłuż ulic i między domami. Nawet dzieci, które zwykle trzeba namawiać do wędrówki na jakikolwiek szczyt, tym razem same mobilizują nas, by wejść gdzieś wyżej. Korzystamy więc z ich chęci i najpierw zatrzymujemy się przy wspaniale zorganizowanym terenie wokół kościoła. Jesteśmy pod wrażeniem zorganizowania tego palcu, który może służyć zarówno pielgrzymom jak i turystom. Znajdziemy tu bowiem miejsca do modlitwy jak i podziwiania terenu. Robimy sobie pamiątkowe zdjęcie przy pomniku św. Jana Pawła II i ruszamy w dół do pijalni wód. Oczywiście wizyta w pijalni kończy się także spróbowaniem lokalnych słodkości. Spędzamy więc uroczą godzinę na degustacji szarlotki, kawy i lodów, łącząc to z podziwianiem z tarasu okolicy. Posileni i wzmocnieni maszerujemy do Rynku, który swym klimatem zachęca do robienia małych zakupów, także od lokalnych dostawców. Wreszcie, by czuć się turystycznie najedzonym do syta, wędrujemy promenadą wzdłuż Popradu, co łączy w sobie czynny wypoczynek z zachwytem nad pięknem tutejszej przyrody. Jesteśmy zachwyceni tym terenem i już planujemy kiedy możemy tu wrócić. Rzeczywiście okolica ma w sobie coś uzależniającego. Zastanawiamy się, czy to nie jest już turystyczna odmiana bulimii, bo im dłużej tu jesteśmy, tym więcej chcemy zobaczyć. Nasycenie jednym widokiem, rodzi głód drugiego. A co najważniejsze ten głód wyraźnie budzi się w małych, turystycznych żołądkach naszych pociech, które ciągle wracają w rozmowach do minionych dni i dopytują, czy pojedziemy jeszcze w te miejsca.

Serwowane: całą dobę

Cena: bezpłatnie (nie dotyczy oferty kawiarni i restauracji)

ZDJĘCIA: numer 9. Widok na Piwniczną z terenu przy kościele; numer 10. Pijalnia wód w Piwnicznej

Karta turystycznego menu regionu Beskidu Sądeckiego pozostaje dla nas otwarta. Zdajemy sobie sprawę, że ta kilkudniowa wyprawa pozwoliła nam zaledwie liznąć tutejszych specjałów. Ciągle przed nami wiele dań do odkrycia i spróbowania. Menu rejonu Sądeckiego jest niezwykle bogate i nie pozwoli nikomu odejść głodnym wrażeń. Karmi do syta każdego turystę. Wyjechaliśmy najedzeni widoków, wrażeń, doświadczeń i lokalnych specjałów kulinarnych. Polecamy każdemu, by spróbował jak dobre jest wszystko to, co serwuje ten region. I sami już mamy ochotę ponownie próbować tych wszystkich smakołyków.